Rzemiosło poznańskie jest tak stare jak sam gród i miasto. Świadczą o tym archeologia oraz źródła pisane: przywileje władców i statuty rzemieślnicze. W Poznaniu, podobnie jak w wielu innych miastach średniowiecznej Europy, rzemieślnicy organizowali się w bractwa cechowe. To one dbały o interes profesji, dając monopol na produkcję i prawną ochronę przed konkurencją. Wiele z tych korporacji było bezpośrednio związanych z przemysłem spożywczym.
Cechy piekarzy i rzeźników wymienia już przywilej księcia Przemysła II z 1280 roku. Z kolei działający od XV wieku cech piwowarów, warzący piwo na poczet gospód miejskich, należał do najzamożniejszych i mających największe wpływy w Radzie Miasta.
Producenci żywności, bez względu na zawirowania dziejowe w polityce i gospodarce, zawsze mieli się dobrze: wszak wśród mieszkańców istniał stały popyt na jedzenie i napitek. Do żywieniowych profesji dodać należy garncarzy, bednarzy, konwisarzy czy nożowników, którzy wytwarzali gliniane, drewniane i metalowe naczynia oraz narzędzia kuchenne czy stołowe.
Jost Amman, Piwowarzy, w: Hans Sachs, Stände und Handwerker, Frankfurt 1568,
ryc. ze zb. Deutsche Fotothek
Normalny dzień w domu rzemieślniczym rozpoczynał się śniadaniem, a kończył kolacją, które mistrz i jego rodzina jadali z czeladnikami oraz uczniami. W trakcie jedzenia, popijając piwo, zagryzając chleb, mięso czy rybę, mistrz wydawał polecenia pracownikom. Posiłki stanowiły zresztą jedyną przerwę w kilkunastogodzinnej pracy. Dla uczniów była to również jedyna forma gratyfikacji – mistrz bowiem godził się szkolić, żywić i utrzymywać podopiecznych, tamci jednak musieli płacić za naukę. Dlatego też stół w domu rzemieślnika silnie splatał sferę życia rodzinnego i zawodowego.
Okazji do spotkań przy stole dostarczało także członkostwo w cechu. By zostać jego członkiem, młody człowiek podejmował kilkuletnią naukę w warsztacie mistrza, którą kończyła uroczystość wyzwolenia na czeladnika. Wówczas, wobec zebranych braci, mistrz wygłaszał opinię o umiejętnościach ucznia i wręczał mu świadectwo uzyskania zawodu. Spotkanie kończyła uczta w gospodzie cechowej, którą nowo mianowany czeladnik organizował na własny koszt. Podobna uczta miała miejsce, gdy doświadczony czeladnik po latach kolejnej praktyki decydował się uzyskać tytuł mistrzowski.
Wielowiekowy obowiązek wydawania uczt przez nowego mistrza zniosła Komisja Dobrego Porządku. W statucie złotników z 1779 roku czytamy, że świeży majster, poza wykonaniem sztuki mistrzowskiej czyli tzw. majstersztyku oraz wpłaty 180 złotych do kasy bractwa „żadnych danin, kollacyjów, trunków, ucztów – które niniejszym znoszą się ustanowieniem – dawać nie będzie obowiązany, wyjąwszy własną jego ochotę, gdyby braci chciał częstować”.
Piwowarzy, ryc. ze zb. Deutsche Fotothek
Uczty cechowe miały miejsce na cyklicznych spotkaniach, zwanych schadzkami, które cech organizował raz na kwartał. Wybierano na nich starszych cechowych, dyskutowano nad nowymi statutami, ale także miło spędzano czas przy piwie lub winie. Koszt wieczerzy, o ile nie było specjalnej okazji, pokrywano ze składek członkowskich. Na zebranie zapraszano kilka dni wcześniej, posyłając do wszystkich warsztatów któregoś z czeladników lub uczniów. Niósł on z sobą tzw. obesłanie, czyli tablicę zdobioną często godłem cechu (np. cielęciem i parą tasaków, jak na obesłaniu cechu rzeźników z 1754 roku).
Dodatkowe okazje do świętowania stwarzały w mieście święta religijne, w których bractwa cechowe brały aktywny udział, zwłaszcza gdy przypadał dzień świętych patronów rzemiosła. Statut piwowarów (1574) przestrzegał jednak „aby żaden z braci w dzień święty niedzielny albo insze święto nie śmiał pić w kazanie, ani we mszą po ranu: ani gorzałki, ani piwa”.
Fot. domena publiczna
Podczas spotkań należało zachowywać się w określony sposób. Do stołu służyli zwykle najmłodsi mistrzowie i czeladnicy, co odzwierciedlało hierarchię społeczną. Dbano także o porządek, który w wyniku żarliwej dyskusji zakrapianej alkoholem mógł wymknąć się spod kontroli. Toteż podczas zebrań zakazywano uderzania pięścią w stół oraz wchodzenia innym w słowo. Nie można było również przychodzić z bronią. Mistrz zobowiązany był ukarać czeladnika, który „chodzi do szynkownych domów, a tam gra we kostki, karty albo insze gry” lub sprowadza „nierządną białągłowę, albo też i podejźrzaną w dom pana swego” – głosił statut piwowarów (1592).
Przede wszystkim jednak należało unikać towarzystwa partaczy, czyli niezrzeszonych rzemieślników. Działając na własną rękę, stanowili oni konkurencję i łamali monopol cechów. Zabraniano więc dzielenia z nimi stołu, jak w statucie złotników (1601), który nakazuje „aby żaden brat nie śmiał się tego ważyć ze szturarzami albo partaczami, którzy nam tu szkodzą, towarzystwo mieć (…) pod winą grzywny srebra. Aby żaden towarzysz, który tu w mieście robi u mistrza poznańskiego, nie śmiał z nimi kompanii ani towarzystwa żadnego mieć, ani z nimi pić i zasiadać”.
Bednarze, Kodeks Baltazara Behema, Kraków 1505,
fot. domena publiczna
Interesującymi świadkami opisanych uczt są zachowane do naszych czasów naczynia staropolskich rzemieślników: cynowe kubki, szkła, konwie i kufle, a także tzw. wilkomy, czyli puchary powitalne (od niem. willkommen). Wśród zbiorów poznańskiego Muzeum Narodowego znaleźć można malowaną szklanicę cechu szewców z 1651 roku. Malunek na niej przedstawia warsztat szewski z narzędziami i butami, nad którym uwija się majster i czeladnicy. Z góry i dołu rysunek zdobi kolorowy ornament w żółtych, niebieskich, czerwonych i białych barwach, a inskrypcja w formie toastu głosi: „Kto z tej śklenicy pić będzie rad / daj Boże żeby buty robił do sta lat”.
Puchar cechu szewców, fot. ze zb. Deutsche Fotothek
Równie bogata wydaje się konew cechu garncarzy: rodzaj dużego dzbana z przykryciem. Lokalni konwisarze odlali na nim bogaty ornament roślinny, w inskrypcji uwieczniając nazwiska starszych cechowych z 1694 roku. Są także naczynia znacznie skromniejsze: na osiemnastowiecznej szklanicy cechu garncarzy hasłu „VIVAT BRASTWO GARNTZARSKIE 1723” towarzyszy jedynie prosty symbol dzbana.
Podobnie na cynowym kubku cechu krawców, gdzie obok symbolu rozwartych nożyc owitych wieńcem wygrawerowano tylko datę: ANNO 1726. Naczynia tego rodzaju produkowano jeszcze w czasach pruskich. Przykładem jest cynowy kufel cechu szewców (1818) z wizerunkiem wysokiego kozaka i niemieckimi napisami. Naczynia tego rodzaju, często oznaczone gmerkiem danego rzemieślnika, znajdowały się w cechowych gospodach, a także w domowych kredensach bogatszych rzemieślników. Bardzo często mogły służyć jako dar.
Szklanica cechu szewców, fot. ze zb. Muzeum Narodowego w Poznaniu
Wspomniane przedmioty, choć dziś w gablotach, to doskonałe świadectwo obrzędowości cechowej. To także widzialny znak, że wspólne biesiadowanie przy piwie łączyło poznańskie środowiska pracy już setki lat temu. Warto o tym pamiętać – czy to podczas pracowniczej kolacji integracyjnej, czy też na nieformalnych wyjściach do pubu.
Dawid Barbarzak