Obszarami, w obrębie których środowisko naturalne ulegało szczególnie silnym przekształceniom ludzką ręką, były historyczne miasta. Już przed tysiącem lat na terenie dzisiejszego Poznania rozpoczął się wielki proces inwestycyjny związany z budową grodu na Ostrowie Tumskim. Charakteryzował się on systematyczną ingerencją w lokalną przyrodę na niespotykaną dotąd skalę. Do wzniesienia wału obronnego o wysokości 10 metrów i długości dwóch kilometrów potrzebowano bowiem olbrzymiej ilości materiału budowlanego, w szczególności drewna pochodzącego z otaczających wyspę lasów. W miejscach wycinki zaczęły pojawiać się nowe gatunki roślin i zwierząt typowe dla obszarów otwartych.
Wizualizacja grodu na Ostrowie Tumskim z drugą, romańską katedrą (XII wiek). Ryc. Piotr Walichnowski.
Kluczowa dla lokalnych warunków przyrodniczych okazała się już strategiczna decyzja o ulokowaniu grodu na wyspie rzecznej. Kierowano się tu przede wszystkim czynnikami praktycznymi. Rzeka dawała naturalną ochronę, była szlakiem komunikacyjnym i źródłem pożywienia. Często jednak na przeszkodzie rozwoju osadnictwa stawała nieobliczalność żywiołu. Przez stulecia mieszkańcy wyspy, chroniąc się przed okresowymi wylewami, podnosili poziom gruntu, budowali groble i fosy, a także karczowali i wypalali wielkie połacie lasów.
W połowie XIII wieku, z chwilą lokacji Poznania na prawym brzegu Warty, wpływ działalności ludzkiej na środowisko przyrodnicze zwiększył się jeszcze wyraźniej. Wyrównanie i zagospodarowanie terenu o powierzchni ok. 21 hektarów, na którym uprzednio zaplanowano rynek i siatkę ulic, wymagało podjęcia szeroko zakrojonych robót ziemnych. Miasto zostało otoczone pasem umocnień, z początku w formie drewniano-ziemnej, następnie zaś murowanej. Materiału do budowy fortyfikacji, gmachów publicznych i domostw poszukiwano przede wszystkim w najbliższym sąsiedztwie. Poza obrębem murów funkcjonowały wówczas ściśle związane z miastem osady i przedmieścia rzemieślnicze. Stanowiły one zaplecze żywnościowe dla ludności miejskiej. W rezultacie z okolicznego krajobrazu stopniowo znikały lasy, ustępując miejsca polom uprawnym.
Wizualizacja aglomeracji Poznania i jego przedmieść w XVI wieku. Ryc. Wydawnictwo Miejskie Posnania
Pozbawiona większych barier naturalnych woda, opływająca Poznań niemal z każdej strony w postaci licznych dopływów i odnóg Warty, w coraz większym stopniu „pisała” dzieje miasta. Przed cyklicznie nawracającymi powodziami starano się chronić poprzez przenoszenie cieków wodnych, umacnianie brzegów rzecznych, budowę wałów i grobli.
Widok znad Warty w kierunku przedmieścia Św. Wojciech,
K. Alberti, ze zb. Muzeum Narodowego w Poznaniu
Szczególną rolę w układzie wodnym miasta odgrywała fosa. Była otwartym kanałem, elementem systemu obronnego, a zarazem źródłem wody pitnej i zbiornikiem ścieków. To przemieszanie funkcji było przyczyną z jednej strony częstych epidemii, z drugiej zaś degradacji środowiska naturalnego. Szczególnie dało się to odczuć na Garbarach, wówczas podmiejskiej osadzie, gdzie odprowadzane do fosy odpadki gospodarcze pochodzące z procesu produkcji skór były źródłem najbardziej uciążliwych zanieczyszczeń.
Fragment widoku Poznania od południowego wschodu, F.B. Werner, 1734 r., ze zb. Muzeum Narodowego w Poznaniu
W zapoczątkowanej w połowie XVII wieku epoce niemal niekończących się wojen i pustoszeń Poznania przez obce armie skoncentrowano się na rozbudowie okalających go fortyfikacji ziemnych, co spowodowało dalsze przekształcenia podmiejskiego obrazu. Jednocześnie był to okres występowania najbardziej destrukcyjnych w dziejach miasta powodzi. W następstwie największej z nich – w 1736 roku – Warta zalała praktycznie cały Poznań, niszcząc przy tym dwie trzecie znajdujących się na jego obszarze domów. Nic więc dziwnego, że nasileniu uległ proces odsuwania się osadnictwa od rzeki. Kolejne osady i przedmieścia lokowano coraz wyżej i dalej od jej koryta, możliwie poza zasięgiem niszczycielskiego żywiołu.
Tabliczka na elewacji kamienicy przy Starym Rynku 50, która upamiętnia największą powódź w dziejach Poznania z 1736 roku, fot. J. Tritt
Bogaty w wydarzenia polityczne koniec XVIII wieku był zarazem punktem zwrotnym w myśleniu o mieście i jego otoczeniu. Podupadły w wyniku wojen i kataklizmów Poznań wymagał gruntownych zmian, których potrzebę dostrzegła oświeceniowa Komisja Dobrego Porządku. Jej działalność była pierwszą oznaką troski o sprawy szeroko rozumianego ładu publicznego na obszarze aglomeracji miejskiej. Wśród wydanych przez nią zarządzeń znalazł się m.in. nakaz obsadzania drzewami najważniejszych ciągów komunikacyjnych wokół Poznania. Z chwilą wcielenia Wielkopolski do Prus rozpoczął się proces rozszerzania miasta o okoliczne miejscowości i przesuwania jego centrum na zachód. Wówczas po raz pierwszy zaczęto świadomie wprowadzać zieleń do miast. Nowo wytyczane ulice obsadzano drzewami, zakładano klomby i kwietniki, pojawiały się przydomowe ogródki.
Ulica Podgórna na przełomie XVIII i XIX wieku,
K. Alberti, ze zb. Muzeum Narodowego w Poznaniu
Ta ledwie rozpoczęta symbioza miasta z przyrodą nie trwała jednak długo. W 1828 roku zainicjowano bowiem przekształcanie Poznania w twierdzę, co odbiło się niekorzystnie na stanie zieleni. Na niewielkim obszarze ściśniętym pierścieniem fortecznym zabrakło miejsca na parki i ogrody. W reakcji na to w 1834 roku grupa mieszkańców założyła Towarzystwo do Upiększania Miasta i jego Okolic. Zainicjowało ono systematyczne nasadzanie drzew na placach i ulicach. Przyczyniło się też do powstania pierwszego publicznego zieleńca w mieście, zwanego dziś popularnie Zielonymi Ogródkami. Był to zarazem czas nasilenia się procesów bezpośrednio ingerujących w środowisko. W celu pozyskania terenów pod zabudowę, których brakowało na obszarze ograniczonym twierdzą, zasypano wiele strumieni, łąk i terenów podmokłych. Niektóre cieki wodne skanalizowano, a biegi innych zmodyfikowano.
Widokówka przedstawiająca Plac Zielony (Grüner Platz) na przełomie XIX i XX wieku - obecnie zwany Zielonymi Ogródkami, ze zb. Biblioteki Uniwersyteckiej UAM
Wkrótce też okazało się, że budowa obwarowań nie tylko nie poprawiała bezpieczeństwa mieszkańców w czasie powodzi, lecz wręcz je pogarszała. Kataklizmy powtarzały się kilkukrotnie, woda wdzierała się do miasta, stojąc w niektórych miejscach nawet przez kilka tygodni. Pod wrażeniem m.in. tych wydarzeń na początku XX wieku podjęto decyzję o zniesieniu twierdzy i poszerzeniu granic miasta. Na obszarze wewnętrznego pasa fortyfikacji urbanista Josef Stübben zaprojektował obwodowo-promienisty układ tzw. ringów, którego istotnym elementem był ciąg parków i skwerów. Wprowadzenie do miasta wolnych przestrzeni i zieleni, a także zapewnienie dopływu świeżego powietrza stanowiło jakościowy przełom poprawiający poziom życia mieszkańców.
Widokówka przedstawiająca fragment ringu Stübbena,
ze zb. Biblioteki Uniwersyteckiej UAM
Nadal jednak budowano intensywnie i bez systemowego podejścia do ochrony miejskich zasobów przyrodniczych. Dopiero w okresie międzywojennym dotarły do Poznania europejskie idee dążące do powstrzymania niekontrolowanej ekspansji zabudowy na obszarach środowiska naturalnego. Zainspirowani nimi Władysław Czarnecki i Adam Wodziczko opracowali nowatorski model klinów zieleni, który zakładał zachowanie w przestrzeni miejskiej zielonych korytarzy, biegnących wzdłuż dolin Warty, Cybiny i Bogdanki. System ten miał oddziaływać na projektowaną w przyszłości zabudowę miasta, jednak w kolejnych dekadach przegrywał z doraźnie ukierunkowaną polityką, wpierw centralnie planowaną, później zaś wolnorynkową.
We współczesnym Poznaniu wyraźnie ścierają się dwie przeciwstawne tendencje: do kontrolowania i ingerowania w przyrodę poprzez zabudowę terenów zieleni i obszarów nadrzecznych oraz do ich ochrony w imię zachowania korytarzy ekologicznych i bioróżnorodności. Spojrzenie w przeszłość jest dobrym sposobem, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, która z opcji ma korzystniejszy wpływ na jakość naszego życia w mieście.
Maciej Moszyński
Na temat dziejów współistnienia mieszkańców Poznania z zielenią i rzeką wspominamy też w ramach Poznańskiego Szlaku Wody i Zieleni.
Folder do pobrania tutaj