Świat po potopie
Każda wojna przynosi zniszczenia, gruzy i potrzebę odbudowy, a zarazem szansę, by dawne budowle wznieść według nowych pomysłów. Po II wojnie światowej starano się przywrócić poznańskim budynkom dawne style, ale w XVII-wiecznym Poznaniu, zniszczonym przez potop szwedzki, dominowała potrzeba nowości. Zwłaszcza że wiele zniszczonych budowli pamiętało jeszcze czasy gotyku.
Protestanccy najeźdźcy preferowali prostą architekturę sakralną, pogardzając przepychem papieskiego Rzymu. Można sobie wyobrazić, że gdyby szwedzkie panowanie się utrzymało, nie byłoby w Poznaniu pojezuickiej fary czy kościoła górującego nad placem Bernardyńskim. Stało się jednak inaczej – potop ustąpił, a w mieście pojawiły się barokowe perły o dziwacznym, nieregularnym kształcie[1].
[1] Termin „barok” wywodzi się najczęściej od portugalskiego słowa barroco, oznaczającego perłę o nieregularnym kształcie, a w szerszym znaczeniu – dziwaczność.
fot. Łukasz Gdak / PCD
Narzędzie kontrreformacji
Siedemnaste stulecie to czas, gdy w Europie utwierdzały się religijne podziały na kraje katolickie i protestanckie. W Rzeczpospolitej zwyciężyło tradycyjne wyznanie rzymskie. Bogactwo sztuki, architektury i liturgii stało się religijnym narzędziem zmagań z innowiercami, miało za cel oczarować wiernych i zachęcić ich do pozostania przy katolicyzmie.
Chcąc naprawić dawne zaniedbania, Kościół przeprowadził wewnętrzną reformę. Z zakonów, których reguła uległa rozluźnieniu, powstały nowe gałęzie. Spośród działających od średniowiecza karmelitów (osiadłych w Poznaniu przy kościele Bożego Ciała) wyodrębnili się karmelici bosi, a z bernardynów (rezydujących na poznańskich Piaskach) – skromny odłam franciszkanów reformatów, którzy zamieszkali na Śródce. Największe wpływy zyskał nowy zakon jezuitów, którego celem była edukacja młodzieży oraz misje zamorskie.
Mecenasi w habitach
To właśnie zakony stały się najważniejszymi zleceniodawcami budowli poznańskich w XVII-XVIII wieku. Śluby ubóstwa obowiązujące niektóre z nich powodowały zależność od darowizn mieszczan, a zwłaszcza zamożnej szlachty. Grunty na wzgórzu św. Wojciecha udało się uzyskać karmelitom dzięki wsparciu rodu Czarnkowskich. Inny dobrodziej zakonu, Wojciech Konarzewski, pobożny i bezżenny szlachcic, wielokrotnie przekazywał kwoty pieniężne i żywność, a w końcu ufundował kościół. W zamian oczekiwał od braci modlitwy za swoje zbawienie. Dziś Konarzewski spogląda na nas z nagrobka w kruchcie, wystawionego mu przez wdzięcznych karmelitów.
Zakony i mecenasów łączyła sarmacka pobożność. Przejawem silnego w XVII wieku kultu maryjnego były domki loretańskie – kopie znajdującego się we włoskim Loreto oryginału, w którym według tradycji mieszkała w Nazarecie Święta Rodzina. W Poznaniu kaplicę loretańską próbowali wznieść początkowo franciszkanie ze Wzgórza Przemysła, zostali jednak powstrzymani przez bernardynów. Ci – mając monopol na ów kult – zbudowali domek loretański przy własnym kościele. U franciszkanów czczono z kolei obraz Matki Boskiej w Cudy Wielmożnej. Poznańskie zakony rywalizowały ze sobą także na polu architektury.
Poznań, panorama F.B. Wernera (1734 r.)
Włoscy mistrzowie
Poznański barok to w dużej mierze efekt pomysłowości włoskich twórców. Największe zasługi na tym polu położył Krzysztof Bonadura Starszy z północnej Italii. Do Wielkopolski trafił około 1618 roku, ciesząc się patronatem wojewodów Jana i Piotra Opalińskich, którzy architekturą barokową zainspirowali się podczas swoich studiów we Włoszech. Bonadura działał początkowo w Sierakowie i Grodzisku Wielkopolskim, gdzie założył rodzinę. Bywając w Poznaniu, odbudowywał zniszczoną przez pożar katedrę, a następnie projektował kościoły dla karmelitów, bernardynów i reformatów. Przez ostatnią dekadę swojego życia mieszkał w Poznaniu (1658-1668), który stał się wielkim placem powojennej odbudowy.
Dzieła mistrza kontynuowali uczniowie – Jerzy i Andrzej Catenazzi ze szwajcarskiego Ticino. Bracia zaopiekowali się synem zmarłego Bonadury, również Krzysztofem, i wprowadzili go w arkana zawodu. Jerzy został mistrzem poznańskiego cechu murarzy (1665). Z kolei Jan Catenazzi, syn Andrzeja, ukończył kościół jezuicki i zaprojektował nowy gmach kolegium (obecnie fara i urząd miasta).
Wśród twórców baroku byli także Polacy. Za kościół franciszkański na Wzgórzu Przemysła odpowiadał Jan Koński. Z kolei jezuita Bartłomiej Wąsowski, profesor wielu polskich kolegiów, przypatrywał się zachodniej architekturze i szkicował ją podczas paroletniej podróży po Europie (1650-1656). Gdy przejmował prace nad kościołem jezuickim, ogłoszono drukiem jego pionierski traktat Kalitektoniki, czyli o architekturze sakralnej i świeckiej (1678).
Przede wszystkim koncept!
Co nowego wniósł barok do poznańskiej architektury? Stawiano na monumentalizm. By należycie wyeksponować fasady świątyń, często ustawiano je frontem do osi ulic. Schodząc z rynku w głąb ul. Świętosławskiej, zyskujemy perspektywę na okazałą fasadę jezuitów, a skręcając z Półwiejskiej w ulicę Długą – na kościół bernardyński, zwieńczony wieżami o najdłuższych w Poznaniu hełmach.
Inspiracje dla poznańskich fasad czerpano z Rzymu. Dla karmelitów wzorcem był kościół Santa Maria della Vittoria (ze słynną Ekstazą św. Teresy), a dla jezuitów – rzymski Il Gesù. Stojąc przed barokową fasadą, dostrzeżemy podział na poziome piętra. Boki tych pięter często spinają ślimacznice, przez co całość nabiera kształtu jakby odwróconego serca. Między rzędami pionowych pilastrów (płaskich filarów) umieszczano nisze z figurami świętych. Blask słoneczny tworzył ostre kontrasty światła i cienia, charakterystyczne także dla malarstwa tej epoki.
Nadrzędną wartością baroku był wyszukany pomysł. Wiersz mógł zaskakiwać końcową puentą, a budowla – wnętrzem, które stało się przestronniejsze dzięki odejściu od gotyckiego podziału na nawę główną i nawy boczne. Twórców baroku fascynowały kopuły, w tym ta najsłynniejsza w Watykanie. W kościołach Poznania stosowano, jak u karmelitów i jezuitów, niewidoczne z dachu kopuły wewnętrzne. Pokrywały je freski, często przedstawiające świętych w niebiańskiej chwale.
Płynne łączenie malarstwa, rzeźby i architektury tworzyło wrażenie iluzji. Spoglądając na sklepienia i ołtarze, natrafiamy na figury świętych w dynamicznych, skręconych pozach, a kolumny tworzone ze stiuku, czyli sproszkowanego marmuru, mają nieraz spiralne kształty. Wszechobecne girlandy bądź kwieciste tarcze kartuszowe dopełniają całości.
Barokowa ozdobność trwała w Poznaniu do połowy XVIII wieku. Później ustąpiła przed oszczędniejszym klasycyzmem bądź została zniszczona w wojnach i kataklizmach. Warto pamiętać, że obok zachowanych do dziś barokowych budowli w panoramie dawnego Poznania było ich więcej – i nawet wieżę ratusza wieńczył niegdyś barokowy hełm.
Autor artykułu: dr Dawid Barbarzak
fot. J.Tritt